wyobrazić. No i kiedy wręczy jej tytuł posiadania Talbot Old Hall.
Gdy powóz hałaśliwie zaturkotał na bruku w pobliżu willi Alec przypomniał sobie coś i zmarszczył brwi. A więc było dokładnie tak, jak przypuszczał. Westland nie uwierzył listowi Becky i nie wysłał policji do portu, by aresztować Kurkowa. A może nie zdążył go jeszcze przeczytać? Może trzeba go będzie przekonywać? W każdym razie teraz, gdy Becky oficjalnie zawiadomiła, kogo trzeba, o zbrodni, Alec miał zamiar trzymać ją z dala od tego wszystkiego, póki Kurkow nie zostanie pojmany i osadzony w więzieniu. Może powinien zabrać ją aż do Hawkscliffe Hall i pozostać tam, dopóki władze nie wydadzą nędznika sądowi? Gdy minęli ostatni z zakrętów, śmiech Draksa urwał się raptownie. Alec poczuł, że cały lodowacieje. Dochodziła zaledwie szósta rano, lecz na ulicy przed jego domem roiło się od sąsiadów i gapiów. Kilku konstablów broniło dostępu do willi. Jakieś pół tuzina powozów utknęło już, chcąc nie chcąc, w tym tłoku. - O Boże! - jęknął pobladły Drax. Szyby były wybite, frontowe drzwi stały otworem, na każdym piętrze świeciło się w oknach. Z jednego z nich buchał czarny dym, jakby się w środku paliło. Alec, zdrętwiały z przerażenia, zatrzymał powóz i wyskoczył z niego. Nogi się pod nim ugięły. To, co usłyszał, przedzierając się przez ciżbę, sprawiło, że krew zastygła mu w żyłach. - .. .dwóch zabitych wewnątrz domu... Sąsiedzi zamilkli na jego widok. - Tam nie wolno wchodzić! - konstabl zastąpił mu drogę. Alec odepchnął go z całej siły. - To mój dom! Co się tu stało?! - Draxinger! - rozległ się nagle kobiecy głos. - Parthenio! - jęknął Drax, gdy książęca córka podbiegła do niego. - Co ty tutaj robisz? Co się stało? - Proszę go przepuścić! - nakazała policjantom. - Och, lordzie Alecu! Porwano pannę Ward! Alec wbiegał już do domu, ale zamarł na progu, widząc policjantów, którzy szukali śladów. Poczuł swąd nadpalonego dywanu, a potem ujrzał na podłodze plamy krwi. Dostrzegł też Westlanda i Lievena, wydających gniewnie jakieś rozkazy, ale nie zwrócił na nich uwagi. Nad znieruchomiałym, rozciągniętym na ziemi Fortem pochylał się chirurg. Alec, blady jak płótno, podszedł bliżej. - Czy on żyje? - Tak, ale niewiele mu brakowało do śmierci - odparł lekarz, nie odrywając się od roboty. - Miał szczęście. Zostawili go, sądząc, że i tak umrze. Unieś go - zwrócił się do pomocnika. Krzepki młody medyk ułożył nieprzytomnego Forta na noszach, które zaraz zabrano. - Knight! - zawołał ktoś słabym głosem. - Rushford! - Alec wbiegł do sąsiedniego pokoju i ukląkł u boku przyjaciela. Przyszły markiz był zakrwawiony, ramię i głowę miał obandażowane, a wokół jednego z oczu widniał siniec. Chirurg, który go opatrywał, grzebał w czarnej torbie, szukając laudanum. Rushford schwycił Aleca gorączkowo za ramię. - Bardzo cię przepraszam - wyjąkał z trudem. - Uprowadzili ją. Próbowaliśmy z nimi walczyć, ale było ich zbyt wielu. To sprawka Evy. Ona ich na nas nasłała. - Milordzie, musimy stąd zabrać rannego - powiedział chirurg. Alec z trudem przełknął wieść o zdradzie Evy. Rusha kładziono na noszach. - Niech ktoś pośle po moich braci - rozkazał, nie patrząc na ludzi. O tak, razem z braćmi zdoła posłać Kurkowa do piekła. Poczuł nagle, że ktoś szarpie go za ramię. - Alec, słyszysz mnie? Z ciężkim sercem odwrócił się i ujrzał za sobą przerażonego Draxingera wraz z Parthenią. - Musimy ją odnaleźć! - zawołał Alec, lecz głos go zawiódł i zniżył się do ledwie dosłyszalnego szeptu. - Och, po co ją tutaj zostawiłem! Zawiodłem ją, Drax! Czyż po to wygrał turniej i odzyskał Talbot Old Hall, żeby utracić Becky? - Alec, posłuchaj mnie. Nie teraz! Powinieneś tu zostać. Na pewno się tu zjawią, nie ma co do tego wątpliwości!