- Mo¿e sie zmieniłem.
- Predzej mi kaktus wyrosnie na dłoni. - To wszystko nie miało sensu. Alex nie mógł sie zmienic a¿ tak. - Marla mo¿e sie jakos otrzasnie z tej... apatii. To wszystko zaczeło sie jeszcze przed wypadkiem, kilka tygodni przed narodzinami Jamesa i ma cos wspólnego z toba, Nick, czy ci sie to podoba, czy nie. - Nie bardzo rozumiem. - Przecie¿ miedzy wami cos było, obaj to wiemy. Marla zawsze cos do ciebie czuła i mimo ¿e wyszła za mnie, nigdy jej to nie przeszło. -Westchnał i dotknał swojego krawata. - To twoje imie wypowiedziała, kiedy była nieprzytomna, nie moje. 196 - Zmarszczył brwi w zamysleniu, po czym wzruszył ramionami. - Pomyslałem, ¿e twoja obecnosc pomo¿e jej dojsc do siebie. - Nie kupuje tej historyjki. Ani jednego słowa. Jesli chcesz, ¿eby Marla doszła do siebie, mo¿esz wynajac lekarzy, psychiatrów czy kogo tam chcesz, ale wywlekanie czegos, co zdarzyło sie pietnascie lat temu, na pewno jej w niczym nie pomo¿e. Nie. - Nick znowu poczuł, ¿e dopada go poczucie winy, krepuje go i dusi. Oddychał z trudem. Prawda, ¿e on i Marla byli kochankami, ale to sie zdarzyło, zanim wyszła za Aleksa. Wstał powoli, nie odrywajac jednak wzroku od twarzy brata. - Tu chodzi o cos jeszcze. Cos, czego mi nie mówisz. Czuje to. - A có¿ to mogłoby byc? - Nie wiem - odparł Nick. - Ale sie dowiem, mo¿esz byc pewny. Marla troche zbyt pózno zdała sobie sprawe, ¿e nie powinna była schodzic na kolacje. Cała rodzina zgromadziła sie wokół stołu nakrytego drogim lnianym obrusem, zastawionego porcelana, kryształami i srebrem. Płoneły swiece, grała cicha muzyka, a pod rzucajacym słabe swiatło ¿yrandolem stał wielki wazon swie¿o scietych ró¿, irysów i margerytek. U szczytu stołu siedział Alex, Marli przypadło miejsce naprzeciw niego. Po jednej stronie, koło swej babki usiadła Cissy, po drugiej, spogladajac chłodno na Marle, Nick. Odnosiło sie wra¿enie, ¿e z trudem znosi toczaca sie przy stole rozmowe, brzek sreber i muzyke. Na półmiskach le¿ała pieczen, ziemniaki udekorowane zielona pietruszka i długie, delikatne szparagi. W powietrzu unosiły sie smakowite wonie. Marla czuła sie idiotycznie nad miseczka specjalnie dla niej przygotowanej papki. Mimo ¿e był to pierwszy posiłek, który jadła wraz z cała swoja rodzina, Marle meczyła atmosfera sztucznosci i fałszu. Próbowała sobie tłumaczyc, ¿e pewnie czuje sie tu obco z powodu amnezji i przyjmowanych 197 leków. A mo¿e to nawrót paranoi. A mo¿e nie potrafi zapomniec spotkania z Nickiem w ogrodzie i jego namietnego spojrzenia. Niezrecznie chwyciła ły¿ke i wło¿yła do ust troche gestej zupy z krewetek. Jej podra¿niony stresem ¿oładek zaczał sie buntowac. Rozmowa przy stole była sztywna i wymuszona. Alex