Malinda spojrzała na niego zdziwiona. Następnym
razem? Czyżby spodziewał się, że po klęsce wczorajszego wieczora nadal będzie chciała uczyć jego dzieci? Sprawa jest przegrana. Tylko jak się z tego wyplątać? Zanurzyła ręce w zlewie i wyciągnęła następny talerz. - Ta nasza umowa - zaczęła, nerwowo przełykając ślinę, nie wiedząc co zrobić, by nie urazić jego ojcowskiej dumy. Jack wyjął jej z rąk talerz i leciutko naciskając biodrem odsunął ją od zlewu. - Mam nadzieję, że wczorajsze figle chłopców nie wystraszyły cię? - Wystraszyły? - powtórzyła. - Ależ nie! Tylko... tylko że chyba nie mam zdolności ani czasu, by naprawdę im pomóc. Chłopcy są tak niepodobni do dziewczynek. - Naprawdę? Nie zauważyłem - zażartował Jack. Malinda nagle uświadomiła sobie, że z tym oto mężczyzną spędziła co najmniej pół nocy w jednym JEDNA DLA PIĘCIU 39 łóżku. Poczuła, że się czerwieni. Wyjęła mu z ręki talerz i odstawiła na suszarkę. - A twoja matka nie mogłaby się nimi zająć? - zapytała zniecierpliwiona. - Którą proponujesz? - Masz więcej niż jedną? - zdziwiła się Malinda. - Siedem. A właściwie osiem - poprawił się. - Jasne, oczywiście. - Naprawdę mam osiem matek. - Jack wetknął ścierkę do szklanki. - Pani Carothers, pani Givens, pani Lightfoot, pani Kern, pani Brown, pani Bowman, pani Smith i pani Pringle - zakończył wręczając jej wytartą szklankę. - Brakuje chyba pani Brannan - zauważyła Malinda. - Zgadza się, ale ona się nie kwalifikuje. Zakłopotana tą pełną zagadek rozmową Malinda odstawiła szklankę na suszarkę i złożyła ręce na piersiach. - A kiedyż to matka nie k w a l i f i k u j e się jako matka? - zapytała. - Kiedy oddaje swoje dziecko pod opiekę państwa. To chłodne, pozbawione emocji oświadczenie zmroziło Malindę do szpiku kości. Wiedziała, jak to jest, kiedy rodzice są nieobecni, ale nie miała pojęcia, jak czuje się dziecko, kiedy matka go nie chce. - Ile miałeś wtedy lat? - zapytała cicho, żałując swego wcześniejszego sarkazmu. - Dziesięć. Za dużo, żeby jakieś małżeństwo chciało mnie adoptować, i za mało, żebym mógł być samodzielny. W jego spojrzeniu Malinda dostrzegła cień dawnego bólu. 40 JEDNA DLA PIĘCIU - Współczuję ci. To musiało być straszne. Jack zobaczył, na co się zanosi. Najpierw w jej oczach, potem w delikatnym drżeniu warg. Litość.