- Naprawdę, moi kochani?
Luciena bardzo zirytował wyraz spokoju i pewności malujący się na jej okrągłej twarzy. Nie mógł się doczekać, żeby go zmazać. - Rose i ja doszliśmy do wniosku, że małżeństwo będzie korzystne dla nas obojga. - Tyle że z innymi partnerami, dodał w myślach. - Wspaniale! Och, to cudowna wiadomość! Chodź, ucałuj mamę, Rose. Dziewczyna spełniła prośbę, uśmiechając się niepewnie. Najwyraźniej nie miała wprawy w kłamaniu. Dzięki Bogu, że wszystko toczyło się szybko. Nie potrafiłaby długo ukrywać tajemnicy przed matką. - Daj mi rękę, Lucienie. Dla Alexandry zrobiłby wszystko. - Jestem taka szczęśliwa. Muszę wszystkim powiedzieć! Oczywiście. Chciała być pewna, że siostrzeniec się nie wycofa. Nie wiedziała jednak, jak niewiele go obchodzi ludzka opinia. - Mam lepszy pomysł - wtrącił pospiesznie. - Wydajmy w środę przyjęcie. - Można by zachować w sekrecie powód zaproszenia - podsunęła Rose. - Sądzisz, Lucienie, że książę Jerzy też by przyszedł? - Książę Jerzy? - powtórzyła Fiona i oczy jej zabłysły. - Przyjdzie, jeśli go poproszę. Po raz kolejny zrewidował swoją opinię o kuzynce. Po odpowiednim przeszkoleniu byłaby z niej niezła krętaczka. - Mimo to chcę podzielić się wieścią z paroma przyjaciółkami - oświadczyła Fiona z nieco mniejszą podejrzliwością w głosie. Lucien wzruszył ramionami. - Wolałbym nie psuć niespodzianki, ale powiedz komu chcesz. Osoba, którą mogłaby zranić nowiną, była bezpiecznie zamknięta w jego piwnicy. Natomiast o reputację Fiony nie dbał ani trochę. - Zawsze wszystko psujesz - poskarżyła się Rose. - Nieprawda. A dzięki komu zostaniesz lady Kilcairn? Na pewno nie dzięki pannie Gallant. - Ale, mamo... - Twój wicehrabia i tak w końcu się dowie. Zresztą on się nie liczy, Rose. Im prędzej to zrozumiesz, tym lepiej. - Cóż, zostawiam was, żebyście mogły porozmawiać - oznajmił Lucien, cofając się do drzwi. - Mam kilka spraw do załatwienia. Ciotka nie zaprotestowała, więc zszedł na dół i kazał osiodłać wierzchowca. - Nie będzie mnie jakiś czas - poinformował Wimbole'a. Kamerdyner otworzył mu drzwi. - Jakieś specjalne polecenia na czas pańskiej nieobecności, milordzie? Lucien skinął głową. - Jeśli pani Delacroix wybierze się gdzieś z wizytą, możesz pokazać pannie Rose moją specjalną kolekcję win. - Tak, milordzie. Oczywiście upewnię się, że wino jest przechowywane w odpowiednich warunkach. - Dzięki, Wimbole. Kiedy Vincent przyprowadził czarnego wałacha Fausta, Lucien wskoczył na siodło i ruszył w stronę Hanover Square. Nie chciał, żeby ktoś domyślił się celu jego wyprawy, zwłaszcza służący, którzy kontaktowali się z panną Gallant. Zsiadłszy z konia przed jednym z długiego szeregu eleganckich domów, stwierdził, że jest zdenerwowany. Oczywiście nie ze względu na siebie, tylko na Alexandrę. Poza tym wiedział, że jeśli zrobi teraz fałszywy krok, ona nigdy mu nie wybaczy. Uderzył miedzianą kołatką w grube dębowe drzwi. Zanim stary kamerdyner, który stanął w progu, zdążył przywołać na twarz wyraz profesjonalnej obojętności, hrabia dostrzegł na niej zdziwienie. - Dzień dobry, milordzie.