ciężarów ponad ludzkie siły. Zapewnił, że wiara pomaga przetrwać najtrudniejsze momenty.
Mówiąc o Dannym, używał czasu przeszłego, co wydawało się stosowne, ale jednocześnie doprowadzało Sandy do szaleństwa. Danny nie umarł. Danny nie był ciężarem. Był zdezorientowanym, przerażonym dzieckiem, zamkniętym w zimnej celi zakładu poprawczego z kratami w oknach. Jest w szoku, poinformował Sandy i Shepa lekarz, gdy próbowali odwiedzić syna rano. Chłopiec leżał skulony, splatając ręce wokół kolan, jakby wyczerpany życiem chciał wrócić do łona. Nie, nie mogą się z nim jeszcze zobaczyć. Danny potrzebuje więcej czasu i więcej snu. Może jutro. Sandy nie chciała stamtąd wyjeżdżać. Nie chciała wracać do domu, gdzie w magiczny sposób pojawiały się zapiekanki, jedna po drugiej. Nie chciała widzieć matki, która szalała w kuchni przy kolejnym cieście, jakby to miało być kluczem do udanego życia. Nie chciała spędzić ani jednej minuty więcej z księdzem, który niegdyś dał ślub jej i Shepowi, a teraz spoglądał na nich z pełnym wyższości współczuciem, zarezerwowanym zwykle dla trędowatych. Nie chciała patrzeć na drzwi garażu, gdzie rano ktoś wypisał czerwoną farbą: „Dzieciobójca”. Danny nie był mordercą. Był dzieckiem. Jej dzieckiem. Ona, Sandy, musi odzyskać rodzinę. Musi być dzielnym wojownikiem, pogromcą smoków. Ale nikt nie umiał jej powiedzieć, gdzie są te smoki, którym ma stawić czoło. Nikt nie umiał wyjaśnić, co wydarzyło się wczoraj po południu i zamieniło jej ośmioletnią córkę w milczącą zjawę, a trzynastoletniego syna w masowego mordercę. Prawnik, Avery Johnson, rozmawiał z Sandy i Shepem w kuchni ich domu. Wrócili właśnie z sądu dla nieletnich, ze wstępnego przesłuchania, które zaszokowało Sandy swoim nieformalnym charakterem. Sala o zwykłych białych ścianach i pokrytej linoleum podłodze nie różniła się zbytnio od szkolnej klasy. Widok dwóch prawników w eleganckich garniturach najwyraźniej zaskoczył odzianego w czarną togę sędziego. – Nieczęsto tu panowie bywają, prawda? – powitał ich uprzejmie. W tym bardzo prosto urządzonym wnętrzu, przy zastosowaniu bardzo prostej procedury, prokurator okręgowy Charles Rodriguez – Shep współpracował z nim przez wiele lat, a Sandy wielokrotnie zapraszała na kolacje – powołując się na „ohydny charakter zbrodni popełnionej przez Daniela O’Grady’ego, złożył oficjalny wniosek o przekazanie sprawy sądowi dla dorosłych. Wniósł przeciw ich synowi pięć oskarżeń o morderstwo: jedno za pierwszą ofiarę i po dwa za dwie następne, zgodnie z paragrafem o zbrodni masowej. Uznany za winnego przez sąd dla dorosłych, Danny mógł dostać pięć wyroków po trzydzieści lat więzienia każdy. Wczoraj wieczorem przejęła nad nim pieczę policja okręgowa. Mógł już nigdy nie wrócić do domu. Sandy nie opuszczało uczucie, że jej syn nie żyje. – Szczęśliwie mamy się czego uchwycić – tłumaczył Avery Johnson. – Danny ma dopiero trzynaście lat. Przemawia za nim statystyka. – Statystyka? – powtórzyła słabo Sandy. Dziubała widelcem kawałek świeżo upieczonej szarlotki, którą dziesięć minut temu matka podała jej wraz z gigantyczną porcją lodów waniliowych. Sandy patrzyła, jak lody rozlewają się na talerzu lepkimi strumyczkami i budowała tamy z kawałków pieczonych jabłek. W końcu Shep nie wytrzymał i sięgnął po ciasto żony. W chwilach kryzysu budził się w nim wilczy apetyt. Ona reagowała odwrotnie. – Podczas najbliższej narady – mówił Avery – musimy ustalić, co leży w najlepszym interesie zarówno dziecka, jak i miasta. W gruncie rzeczy skoncentrujemy się na dwóch aspektach sprawy. Po pierwsze, czy Danny rzeczywiście stanowi aż tak duże zagrożenie dla otoczenia, by jego zbrodni nie mógł rozpatrzyć sąd dla nieletnich, a po drugie, czy chłopak jest zdolny do poprawy. Prokurator naturalnie będzie twierdził, że masowy morderca to szczególnie niebezpieczny typ przestępcy, który nie rokuje nadziei na resocjalizację, a zatem nie może podlegać jurysdykcji dla młodocianych. Danny powinien zostać przekazany w ręce sądu dla dorosłych, bo popełnił zbrodnię o najwyższej szkodliwości społecznej. – Moim zadaniem natomiast – ciągnął Johnson – jest udowodnić, że prokurator nie ma