zawsze powtarzała, że to niebezpieczne.
- Czy wypadek mógł mieć jakiś związek właśnie z nim? 43 - Pan Jenkins był weteranem wojny koreańskiej. Żył z niewielkiej emerytury i lubił lody orzechowe. Nie, nie sądzę, żeby czymkolwiek zasłużył sobie na śmierć pod kołami forda explorera. Za to pies był znany z notorycznego pożerania butów. Duży facet powiedział to wszystko z kamienną twarzą. Rainie ledwo wyłapała sarkazm w jego głosie. Ciekawe, czy wszyscy chłopcy z Południa są tacy mili, czy też ją traktował w jakiś szczególny sposób. - Nie było śladów hamowania - podjęła kolejną próbę. - Nigdy nie słyszałem, żeby pijany kierowca hamował. - Może stuknął ją inny samochód? - Nie było świeżych zadrapań, wgnieceń ani odprysków lakieru. Żadnych śladów na oponach. Nie było innych śladów opon. Niech pani przyjrzy się zdjęciom. Rainie się nachmurzyła. Kompetentni policjanci bywają tacy upierdliwi. - Czy w samochodzie była druga osoba? Pasażer? - Nie zauważyłem. - Sprawdził pan? - Oczywiście. Nie było nikogo. - Zdjął pan odciski palców? Szeryfowi oczy stanęły w słup. - Co, do diabła, można zyskać, zbierając odciski w samochodzie? Po pierwsze, deska rozdzielcza i wykładzina drzwi są zbyt szorstkie, żeby odciski się utrzymały. Po drugie, powierzchni gładkich, na których można by znaleźć odciski - klamki, klamry, kierownica - dotykało tylu Dicków, Tomów i Harrych, że nie byłoby szans na znalezienie choć jednego ostrego śladu. Zwłaszcza kiedy stosuje się standardowe procedury śledcze... - Rozumiem. Jest pan najwspanialszym policjantem, jaki kiedykolwiek żył, i nie istnieją żadne dowody na to, że w samochodzie siedziała druga osoba. - Żeby pani wiedziała! Wreszcie się w czymś zgadzamy. Rainie uśmiechnęła się chłodno, po czym pochyliła się w jego stronę. - Sprawdził pan drzwi po stronie pasażera? Oczy Amity'ego wyraźnie się zwęziły. - Właściwie... - Drzwi dały się otworzyć? - Oczywiście. - I szukał pan na nich odcisków? - Tam są gęste krzaki. Niewiele widziałem. - Ale szukał ich pan, szeryfie? Dlaczego pan szukał? Szeryf Amity umilkł. W końcu powiedział: - Nie wiem. AA - Miączy nami. - Nie wiem. - Zupełnie prywatnie. Dalej badał pan tę sprawę, nawet wtedy, gdy wiedział pan, że ofiara nie przeżyje. Jak był pan łaskawy wskazać, wy, chłopcy z prowincji, jesteście za bardzo przepracowani, żeby od niechcenia robić takie rzeczy. Coś pana zaniepokoiło. Pana nadal coś niepokoi. Jestem gotowa się założyć, że wcale się pan nie zdziwił, że tu przyjechałam. Szeryf Amity milczał dalej. Kiedy już myślała, że wciąż będzie zgrywał twardziela, on powiedział nagle: - Wydawało mi się, że nie jestem sam.