– Słucham panów?
– Pani Ryan? – Tak, to ja. – Policja. – Mężczyzna, który stał po jej prawej stronie, pokazał odznakę. – Jestem inspektor Owens, a to inspektor Dober. Możemy zająć pani chwilę czasu? Kate patrzyła to na jednego, to na drugiego, czując, że serce podchodzi jej do gardła. – O co chodzi? – Możemy wejść? Potrząsnęła głową. – Nie, dopóki się nie dowiem, o co chodzi. Mężczyźni spojrzeli po sobie. – Pani Ryan, czy może nam pani powiedzieć, gdzie jest pani mąż? Pół godziny później Kate była już w drodze do kostnicy, by zidentyfikować zwłoki Richarda. Siedziała cicho na tylnym siedzeniu policyjnego forda, trzymając zaciśnięte ręce na podołku. Emmą zajęła się sąsiadka. Tylko spojrzała na Kate i natychmiast zgodziła się zostać z małą. Kate wyjrzała za okno. Patrzyła na mijane miejsca tak, jakby nagle znalazła się na innej planecie. Starała się jakoś trzymać. Nie chciała płakać, chociaż wciąż trudno jej było uwierzyć w to, co usłyszała. Policjanci powiedzieli jej, że wygląda to na mord rabunkowy. Zginął portfel Richarda, a także jego zegarek i obrączka. Jej męża znaleziono niedaleko samochodu, z telefonem komórkowym w zaciśniętej ręce. Strzelano do niego dwukrotnie z niewielkiej odległości. Policjanci przepytali ją dokładnie, kiedy ostatni raz widziała Richarda, w jakich okolicznościach się z nim rozstała i jak wyglądały ostatnie tygodnie ich życia. Pytali też, komu mogło zależeć na jego śmierci. Mimo całego upokorzenia była z nimi zupełnie szczera. Opowiedziała o jego zdradzie i kłótni, a takz˙e o tym, że zabroniła mu przychodzić do domu. Widziała, jak ich współczucie powoli zaczyna topnieć i jak nabierają podejrzeń. Nagle zrozumiała, że miała motywy i żadnego alibi. Zaśmiała się histerycznie i zauważyła, że jeden z policjantów, nie pamiętała, Owens czy Dober, zerknął do wstecznego lusterka. Dobry Boże, ktoś zabił jej męża, a ona będzie jeszcze musiała szukać prawnika. Droga do kostnicy była kolejnym koszmarem. Czuła w korytarzu silny zapach, który nasuwał na myśl fermentujące jabłka. Środek odkażający albo formalina, pomyślała. Maskuje fetor rozkładu. Miesza się z nim. Jeden z policjantów wysunął szufladę lodówki. Stała w osłupieniu, czekając, aż mężczyzna uniesie białe prześcieradło. Czuła krople potu na górnej wardze, zimny strumyk płynął wzdłuż jej kręgosłupa. W końcu go zobaczyła. Krzyk zaczął rosnąć jej w gardle. Uniosła dłoń do ust, by go powstrzymać. Skinęła głową i odwróciła się gwałtownie, z trudem łapiąc oddech. Policjant wyprowadził ją na zewnątrz, starając się jakoś pocieszyć. Kiedy wyszli na słońce, usiadła bez siły na schodach, zwiesiła głowę i zaczęła płakać. Następne dwa dni wcale nie były lepsze. Musiała spotkać się z rodziną Richarda, przyjąć kondolencje od przyjaciół i znajomych, a także, nie zważając na smutek, który rozsadzał jej piersi, pracować i zajmować się Emmą. Wciąż chyba była podejrzana, ponieważ policjanci przyjeżdżali co jakiś czas i wypytywali o coraz to nowe szczegóły. Dręczyły ją też wyrzuty sumienia. Czuła się winna.