- Zaraz, zaraz, a skad wiedziałas, gdzie sie zatrzymałem?
Cherise poło¿yła mokry parasol pod stołem i wzruszyła ramionami. - Monty jakos sie dowiedział. - Jak? - Naprawde nie wiem... on ma swoje sposoby. 149 Cokolwiek to znaczy. Ale Montgomery Cahill zawsze był sliskim typem. Wuj Fenton mawiał, ¿e w ¿yłach jego syna płynie troche krwi we¿a. Nick wierzył w to bez zastrze¿en. Sadził te¿, ¿e ta genetyczna skaza dotyczy ka¿dego, kto nosi nazwisko Cahill, ale ugryzł sie w jezyk. Cherise usiadła w fotelu koło okna i wyjrzała na zewnatrz przez szpare w zasłonie. - Masz ochote na drinka? - Nie, dziekuje, ja... nie pije alkoholu, odkad przyjełam nauke Jezusa. - Cherise stanowczo potrzasneła głowa. Spinki podtrzymujace jej włosy zalsniły w swietle lampy. Swietnie. - Ale nie masz nic przeciw temu, ¿ebym ja sie napił? - Oczywiscie, ¿e nie. Staram sie nikogo nie osadzac. - Dobry pomysł - odparł, dobrze pamietajac jej skłonnosc do marihuany, LSD, speedu i innych swinstw w czasach, kiedy była jeszcze nastolatka. W koncu uzale¿niła sie od kokainy i miedzy me¿em numer dwa a me¿em numer trzy przeszła odwyk. Teraz, jak sie zdaje, odnalazła Boga za sprawa swojego ostatniego me¿a. Nick otworzył barek i wyjał puszke piwa. - Wiec jaki jest powód twojej wizyty? - Otworzył puszke i przysiadł w nogach łó¿ka. - Chodzi o Marle. - Cherise siedziała na brzegu fotela, jakby w ka¿dej chwili była gotowa uciec. - Tak? A konkretnie o co? - Có¿, miałam nadzieje, ¿e porozmawiasz z Aleksem i skłonisz go, ¿eby pozwolił mi ja odwiedzic. - Rozmawiałem ju¿ z nim na ten temat. Alex uwa¿a, ¿e to nie jest dobry pomysł. - Ale my przecie¿ nale¿ymy do rodziny - powiedziała Cherise. -Wiesz, ¿e ja i Marla zawsze byłysmy sobie bliskie. To zupełnie nowa wiadomosc. Albo po prostu kłamstwo. Pociagnał długi łyk ze swojej puszki. - Nie wiedziałem. 150 - Daj spokój, Nick. Na pewno pamietasz, ¿e trzymałysmy sie razem, kiedy... kiedy jeszcze była z toba. - Naprawde sobie nie przypominam. - Ale to prawda. Zaliczałam ja zawsze do moich najlepszych przyjaciółek. - Cherise bawiła sie nerwowo zapieciem swojej małej torebeczki, drobne palce o pomalowanych fioletowo paznokciach zapinały i otwierały złoty zameczek. Klik, klik, klik. - A teraz Alex nie pozwala mi sie z nia zobaczyc. Nie wiem, czy chodzi tylko o mnie, czy o wszystkich jej przyjaciół, ale to niesprawiedliwe. - Alex jest przeciwny wszelkim odwiedzinom. Nie sadze, ¿ebym mógł go przekonac. - Wiec spróbuj go obejsc, na litosc boska! Powiedz Marli,