Zdjęła płaszcz i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze.
Długo się zastanawiała, czy związać włosy, czy też pozwolić, by opadały na gołe plecy. Sukienka była naprawdę piękna! Choć na wieszaku wyglądała nieciekawie - zwykła plątanina bezkształtnego jedwabiu - ożyła z chwilą, gdy Willow ją włożyła. Materiał przylegał we wszystkich odpowiednich miejscach, a morska zieleń wydobywała blask oczu. - Wygląda, jakby została uszyta dla ciebie, Willow! - zachwyciła się Camryn. - Ale powinnaś upiąć włosy. Jeżeli pozwolisz, mogę cię uczesać. - Kiedy to nie jest konieczne. Ale Camryn miała na ten temat własne zdanie. - Wręcz przeciwnie. Masz na sobie sukienkę sygnowaną moim nazwiskiem. Tym samym stanowisz chodzącą reklamę. - Mrugnęła do niej porozumiewawczo. - Musisz wyglądać jak uosobienie piękna. Scott miał wszystkiego dosyć! Niania całkowicie wyprowadziła go z równowagi. Przez cały wieczór zachowywała się R S w stosunku do niego bez zarzutu. Zwłaszcza w czasie kolacji, gdy posadzono ich obok siebie. Właśnie przeszli do salonu, gdzie podano kawę. Goście zachwycali się dziećmi, a Willow pozostawała dyskretnie z tyłu, próbując wtopić się w otoczenie, jak przystało na posłuszną nianię. Problem polegał na tym, że było to całkowicie niewykonalne! A już z pewnością nie w obcisłej sukni koloru morskiej zieleni; nie z włosami upiętymi w seksowny koczek; nie z długimi, zgrabnymi nogami dodatkowo wyeksponowanymi przez sandałki na wysokim obcasie!!! Przyglądał się jej cały czas, sącząc drinka. Uśmiechała się do Leksa Brennena, dwudziestoparoletniego, nieżonatego sąsiada Moffatów, który wrócił właśnie z uwieńczonej sukcesem wyprawy na Mount Everest. Młody i opalony, wyglądał niczym brat bliźniak Brada Pitta, a teraz bezczelnie podrywał jego nianię! - Scott... Camryn pojawiła się obok. -Hej... - Skąd ta sroga mina? Jesteś zły, że zaprosiłam dzieci na noc? Gdy już położyłyśmy je z Willow do łóżek, pomyślałam, że to faktycznie nieładnie z mojej strony, że nie spytałam cię najpierw o zdanie. Ale one były takie zmęczone. Bałam się, że lada moment zapakujesz je do auta i zawieziesz do domu, a bardzo mi zależało na tym, żebyś jeszcze trochę został. - Zamrugała kokieteryjnie. - To naprawdę żaden problem - skłamał. Tylko Willow i on w Summerhill. Czy sobie z tym poradzi? Za każdym razem, gdy na nią patrzył, miał ochotę wziąć ją w ramiona i całować aż do utraty tchu! - Przyjadę po nie jutro rano. R S - Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Niedługo zaczynają szkołę i będziemy je rzadziej widywać... Z największą przyjemnością zatrzymalibyśmy je tutaj na weekend, jeżeli nie będziesz miał nic przeciwko temu. Zadzwonię z rana i dam ci znać. A teraz, czy mogę cię prosić o przysługę? - Tak?